Dr Martens musi odejść!

Kto nigdy Martensów na nodze swej nie miał, ten nie wie co to życie… przez mękę 😉 W garderobie każdego szanującego się grundżowca/metalowca/depesza/punka nie mogło zabraknąć dwóch elementów: glanów i ramoneski. I tak, jak ramoneska nikomu krzywdy za pewne nie wyrządziła (chyba, że ktoś był taką niemotą, że wybił sobie sprzączką oko), tak glany to już inna bajka. Sama  będąc raczkującym grundżowcem marzyłam o Martensach – buciorach ponadczasowych, dopełniających każdą stylizację, dodających pewności siebie i odpowiednich na każdą porę roku. Jednak kieszeń licealisty, czy nawet studenciny, wiecznie dziurawa, więc mogłam zapomnieć o tym skórzanym obiekcie pożądania. Pocieszałam się więc rodzimymi markami, kopiującymi całkiem nieźle te angielskie klasyki, a moje stopy jęczały z bólu na samą myśl o ich “rozbijaniu”. Ale czego się nie robiło dla stylówy.

465455_10150917539612221_858766877_o

Po przeprowadzce do Londynu wreszcie było mi dane położyć łapę na nowiutkich, pachnących, oryginalnych Martensach, z którymi to pląsałam w podskokach do domu, jakbym dorwała świętego graala. I wtedy się zaczęło… Agonię, towarzyszącą mi po kilku minutach paradowania w nowych buciszczach, pamiętam jak dziś, chociaż było to około 5 lat temu. Tyle odcisków, otarć i pęcherzy, co zafundowały mi Martensy, nie dały mi żadne inne buty, ba! nawet najbardziej niewygodne szpilki! Jednak nie poddałam się. Przecież to normalne, że but obciera na początku, tak to sobie tłumaczyłam, a to że jest to rok, dwa czy pięć to taki mały szczegół.

Nie nauczyłam się na błędach. Martensy pojechały ze mną do Nowego Yorku. Przeszłam w nich niezliczone kilometry, jednak większość tych kilometrów związana była z poszukiwaniem trampek, bowiem nie mogłam doczekać się momentu kiedy zdejmę te cholerne buciory i pierdolnę nimi o ścianę!

IMG_20170329_151752-01
… tu w bucikach w rozmiarze 45 😉

Dwa lata później dziwnym trafem zapomniałam o tym przykrym incydencie i założyłam to narzędzie tortur ponownie. Już po godzinie moja pamięć się odświeżyła, uświadomiłam sobie dlaczego nie zakładałam ich tyle czasu. Kuśtykając na metro, zastanawiałam się kiedy w końcu zmądrzeję i pozbędę się ich raz na zawsze! Po kilku godzinach chodzenia (dwie ostatnie były wypełnione syczeniem i stękaniem), doczłapałam do domu i podjęłam ostateczną decyzję – wystawiam was cholery na Ebay!!! I niech mnie tunder świśnie, jak jeszcze kiedykolwiek podkusi mnie, żeby zakupić te pieprzone KLASYKI. Prawdę mówiąc myślę, że producent powinien załączać tego typu adnotację do każdej pary: kupujesz na własną odpowiedzialność, lub – tylko dla amatorów bólu. Ja, mam nadzieję, skończyłam z samookaleczaniem raz na zawsze i możecie mi pogratulować 🙂

IMG_20170329_144221-01
Żegnajcie!

2 uwagi do wpisu “Dr Martens musi odejść!

Dodaj komentarz